poniedziałek, 30 grudnia 2013

Nokaut trzynasty - definitywny.

-Jak to jest w Spale?
-To ty nic nie wiesz? Od kilku tygodni jest fizjoterapeutką siatkarzy.
-Jakoś tak się to wszystko potoczyło, że straciliśmy kontakt... Wiesz może, czy są teraz w ośrodku?
-Są. Krzysiek, coś się stało?
-Nie. Wszystko w jak najlepszym porządku. Dziękuje za info, Kaka -cmoknął do słuchawki, po czym zakończył połączenie. Kaśka w Spale? Owszem, pamiętał o tym, że jest fizjoterapeutką, ale już od wielu lat nie pracowała w zawodzie. Spojrzał na zegarek. Właściwie jeszcze wczesna godzina, zdąży pożegnać się z nią jeszcze dzisiaj. Pomimo całego bólu nie potrafił wyjechać bez słowa wyjaśnienia. Doskonale wiedział, że nigdy by mu tego nie wybaczyła. Po kilki minutach już pędził w kierunku Spały.
*** 
-Dobra Krzysiu, na dzisiaj koniec -poklepała go po nagich plecach i promiennie uśmiechnęła się w jego kierunku. 
-Mogłabyś nigdy nie kończyć -wymruczał i zeskoczył z łóżka do masażu, o które po chwili się oparł.- Jak jest?
-Dobrze. Przypomniałam sobie, jak wiele radości potrafi dawać ta robota. Z was też są fajni ludzie, więc... 
-Doskonale wiesz, że nie o to pytałem -przerwał jej, wymownie na nią patrząc. Spuściła głowę i ciężko westchnęła. 
-Igła, co ja mam ci powiedzieć...
-Prawdę kochana, prawdę. 
-Nie dajemy rady. On ciągle robi wielkie sceny zazdrości, kłócimy się bez przerwy dosłownie o wszystko lub o nic -poczuła, jak po jej poliku spływa pojedyncza łza. Igła od razu mocno ją objął. Kompletnie nie rozumiała tego, co stało się z Winiarskim na przestrzeni tych kilku miesięcy. To nie był ten sam Michał, dla którego wszystko poświęciła. Ten czuły i kochający przyjmujący zamienił się w istnego potwora. Nie potrafiła odnaleźć w nim niczego, co wcześniej tak bardzo kochała. 
-To ma jeszcze sens? 
-Miłość podobno jest na dobre i na złe. 
-U was jest tylko to złe, Kasiu. 
-I dlatego mam go teraz tak po prostu zostawić? 
-A masz zamiar męczyć się tak przez resztę swojego życia? Ja wiem, że to nie tak miało wyglądać, ale czasami w życiu podejmujemy złe decyzje, za które płacimy później naprawdę wysoką cenę w postaci cierpienia. Wybieramy złą drogę, przez co sami zadajemy sobie nokaut. 
-Nokautujemy się sami własnymi wyborami -westchnęła cichutko, kładąc głowę na jego ramieniu, tym samym mocząc jego koszulkę łzami. 
-Dokładnie. W takich momentach czasami należy się poddać, zejść z ringu, a kiedy już będziemy gotowi, przystąpić do walki z kimś innym -między nimi zapanowała cisza. Było słychać tylko jej ciche pociągnięcia nosem i dźwięk jego dłoni przesuwanej po jej plecach. 
-Dziękuję Krzysiu -wyszeptała, po czym ucałowała jego policzek i wybiegła z gabinetu, od razu kierując się na drugie piętro do pokoju numer 49. Wparowała do środka i od razu usiadła obok niego na łóżku wyrywając mu słuchawki z uszu. 
-To ma sens? -wypaliła ciężko dysząc, chłodno patrząc w jego oczy. Usłyszała jak głośno przełyka ślinę. 
-Nie -odparł stanowczo, nieprzerwanie patrząc w jej oczy.- Kocham cię. Naprawdę kurewsko cię kocham i nie potrafię bez ciebie żyć, ale tak samo nie potrafię żyć z tobą. Wiem, że cię krzywdzę, a właśnie tego najbardziej nie chcę robić. Wiem również, że po tym wszystkim ty już mnie nie kochasz. A na pewno nie tak, jak kochałaś na początku. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że kiedyś wybaczysz mi ten cały ból. Chcę, abyś była szczęśliwa, a oboje dobrze wiemy, że to szczęście znajdziesz przy nim -jego głos drżał. Po policzku spłynęła jedna osamotniona łza. Bez zastanowienia wtuliła się w jego silne ramiona, nic nie mówiąc. 
-Już dawno ci wybaczyłam. Ale wiedz, że pamiętam również te dobre chwile i za nie chcę ci podziękować -spojrzała w jego szklące się oczy i subtelnie musnęła jego wargi. Uśmiechnęli się do siebie. Być może po raz ostatni w ten sposób. 
***     
Wbiegł do ośrodka i od razu natknął się na Ignaczaka.
-Lijewski?! 
-We własnej osobie. 
-Co ty tu robisz? -nie krył swojego zdziwienia. Szczypiornista już o wszystkim wiedział? Przyjechał po Kaśkę? A jeśli nie, to po co?
-Przyjechałem się pożegnać. 
-Pożeganac? 
-Kurwa, Krzysiek, masz problemy ze słuchem? Tak, pożegnać. Wyjeżdżam grac do Niemiec. Wiesz gdzie jest Kaśka? -w tym momencie zobaczyli Kaśkę zbiegającą po schodach z wielką walizką w ręce. 
-Krzysiek? -uniosła wzrok, myśląc, że tylko jej się wydawało, że słyszy jego głos. 
-Kasia... 
-Co ty tu... 
-On chce wyjechać do Niemiec! -przerwał jej Igła, wrzeszcząc i podskakując w miejscu, palcami wskazując na piłkarza.  
-Jak to do Niemiec?! 
-No do Niemiec. A ty gdzie się wybierasz? 
-Do Kielc. 
-Jak to do Kielc? 
-Jak to do Niemiec? 
-Co z wami? -zdziwił się rozgrywający.
-Nie ma nas.. -westchnęła. Obudziła się w nim nadzieja. Podszedł do niej i chwycił ją za ramiona, wpatrując się w jej niebieskie tęczówki. 
-Czyli... 
-Kocham cię Krzysiek -przerwała mu, po czym wpiła się w jego malinowe usta, a w holu rozległ się pisk libero i jego oklaski. Krzysiek i Kaśka parsknęli śmiechem. 
-Nie mogłaś tak od razu?
-Uwielbiam stwarzać napięcie! 

The End.


Przepraszam! Przepraszam was za to, w jaki sposób kończę, ale nie stać mnie na nic lepszego. Nie jestem zadowolona z tego ostatniego nokautu, ale ostateczna ocena należy do was, kochane. 
Ech.. to już koniec. Powiem całkiem szczerze, że naprawdę mi smutno kończąc znokautowanych. Polubiłam to opowiadanie i zostawiłam tutaj dużą cząstkę siebie. Tak naprawdę plan na tą historię był całkiem inny, ale w trakcie pisania wszystko mi się pozmieniało, a już szczególnie zakończenie. 
Pragnę podziękować wam za to, że byłyście. Wszystkim razem i każdej z osobna. Dziękuję tym, które były od jedynki do trzynastki oraz tym, które dołączyły w trakcie; tym, które komentowały oraz tym, które czytały, lecz nie wypowiadały się na temat nokautów. Każdej z was dziękuje z całego serducha i przepraszam za to, co spieprzyłam ♥
Aktualnie widzimy się na Kurku, Krzyśku i Wojtku, później zobaczymy się jeszcze na Łukaszu i Michale. Ale nie mówię, że są to moje ostatnie opowiadania. W głowie wciąż mam mnóstwo przeróżnych planów i jeżeli czas pozwoli to biorę się za pisanie. O ile nie macie mnie jeszcze dość :) 
Kontakt ze mną możecie nawiązać jeszcze przez aska, twittera i gadu - 4520191. 

A całość to taki malutki prezent dla Camilli. Dziękuję za wszystko, Słońce ♥

Całuję, 
Wasza Wiktoria.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Nokaut dwunasty.

Niepewnie podszedł do drzwi gabinetu trenera. Nie było mu łatwo. Kłębiło się w nim milion emocji, począwszy od smutku, przez złość, po radość. Kurczowo ściskał kilka kartek trzymanych w ręku i głośno oddychał, jakby w obawie przed zapukaniem do drzwi. Sam nie wiedział, czy chce to zrobić. Do tego momentu był całkiem pewien, że to najlepszy wybór, ale teraz cała odwaga i pewność siebie ulotniła się wraz z wydychanym dwutlenkiem węgla. Może to wcale nie jest dobry wybór? Może wybrał najłatwiejszą z możliwych opcji i właśnie pokazuje jakim jest tchórzem? Może. Ale czy pozostało mu cokolwiek innego? Nie umiał bez niej żyć. Nie umiał egzystować z tą cholerną świadomością, że kiedy wróci do mieszkania jej tam nie będzie. Że właśnie w tym momencie je śniadanie w kuchni Winiarskiego. Że zasypia w jego ramionach po wspaniałych chwilach uniesienia. Że to jemu przygotowuje przesłodzone kakao. Że jemu daje kopa na szczęście przed ważnym meczem. A nie Krzyśkowi. Dopiero kiedy ją stracił pojął, że tak naprawdę ich przyjaźń już dawno zamieniła się w miłość. Przynajmniej z jego strony. Zrozumiał na czym tak naprawdę polega to uczucie. Wcześniej słowa kocham Cię wypowiadał średnio kilka razy w tygodniu zaraz przed i tuż po namiętnym seksie z przypadkowo napotkaną fanką handballu. Kaśce też to mówił. Czasami w żartach, czasami wyrażając wdzięczność, ale nigdy nie przelewał przez to prawdziwego uczucia. Nie rozumiał magii tych słów. Dopóki nie zobaczył jej w objęciach innego. Dopóki nie zapragnął wykrzyczeć jej tych dwóch słów prosto w twarz, podkreślając swoje uczucia wobec niej. Ale tak naprawdę nigdy nie miał na tyle odwagi. Teraz żałuje. I właśnie przez to za chwilę zapłaci najwyższą cenę.   
Obudził w sobie resztki odwagi i zapukał do drzwi. Po usłyszeniu wyraźnego proszę wziął ostatni głęboki oddech i przekroczył próg. Trener uniósł głowę znad papierkowej roboty i widząc stojącego przed nim Krzyśka, spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
-Coś się stało? Już dawno po treningu.
-Właściwie tak. Coś bardzo ważnego -westchnął i położył przed nim kartki. Bogdan niepewnie chwycił papier, zmrużył oczy i szybko prześledził tekst.
-Żartujesz?! Lijek, jest środek sezonu!
-Trenerze, rozumiem, ale ja tak nie potrafię. Ostatnio przynoszę zespołowi więcej hańby niż prawdziwej walki, a nie chcę tego robić ani trenerowi, ani całej drużynie.
-Każdy ma załamanie formy. Przecież nie mam ci tego za złe. Usłyszałeś ode mnie jakieś złe słowo? -rozgrywający potrząsnął przecząco głową.- Więc w czym problem? Tutaj wcale nie chodzi o grę, co?
-Nie zagłębiajmy się w szczegóły. Chciałbym wyjechać jak najszybciej się da.
-Jak mam nie zagłębiać się w szczegóły, gdy tracę jednego z podstawowych zawodników?! Ale dobrze, widzę, że decyzja już zapadła. Postaram się jak najwcześniej dopełnić wszystkich formalności -Wenta uważnie mu się przyjrzał. Nie zobaczył tego Krzyśka, którego zawsze tak uwielbiał. To nie był ten sam roześmiany, pełen radości chłopaczek, który do życia podchodził z wielkim dystansem. To nie był ten sam Lijewski, który nie mógł odpędzić się od napalonych małolat. Nie ten, na którego wszyscy w drużynie wołali Pęto. Stał przed nim zmarnowany chłopak, którego Wenta nie znał i chyba wcale nie chciał poznać.
-Porozmawiaj z nią przed wyjazdem -odezwał się, gdy Krzysiek podszedł do drzwi.- Przecież wiem, że chodzi o Kaśkę. Widzę, że jeszcze się nie nauczyłeś, że przede mną niczego nie da się ukryć. Ona niejednemu zawróciła w głowie, ale widzę, że ty kompletnie straciłeś dla niej mózg, o ile w ogóle kiedykolwiek go miałeś. Zawalcz o nią. Na boisku zawsze walczysz do końca, teraz czas przelać to na miłość -uśmiechnął się do niego, niczym do własnego syna, wprowadzając go w prawdziwe życie. Piłkarz uśmiechnął się nikle i żegnając się krótkim dziękuje za wszystko opuścił gabinet.
 ***
Zdenerwowany wyjrzał przez okno, słysząc jej donośny śmiech. Znów nie wracała sama. Zacisnął pięści, widząc faceta, który kroczył obok i ewidentnie ślinił się na jej widok. Poczuł, jak się w nim zagotowało. Miała o wiele za krótkie szorty i koszulkę z o wiele za dużym dekoltem. Nic dziwnego, że facet na sam widok dostawał erekcji. Stanęli przed furtką. Objął ją w pasie i szepnął coś na ucho, po czym ona parsknęła głośnym śmiechem. Tego było za wiele. Szybko wyskoczył przed dom i oparł się o ścianę, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Od razu go dostrzegła. Przewróciła oczyma i cmoknęła towarzysza w policzek, po czym ruszyła w kierunku domu. Przechodząc obok niego obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem. Ruszył zaraz za nią, kierując wzrok na jej kształtne pośladki, którymi kręciła o wiele za mocno. 
-Co to, kurwa, miało być?!  -wybuchnął tuż po zamknięciu drzwi. 
-Coś ci znowu nie pasuje?! 
-Owszem! To, że obściskujesz z jakimś gogusiem na moich oczach i kompletnie nic sobie z tego nie robisz! Co, jeden to dla ciebie za mało?
-Wiesz, wcale nie dziwię się, że Dagmara cię zdradzała, a później odeszła. Jeśli wobec niej byłeś tak samo nie do zniesienia to w tym nie ma nic dziwnego. Michał, może pora zaakceptować fakt, że nie jestem niczyją własnością?! To, że jestem z tobą wcale nie oznacza, że nagle odetnę się od płci męskiej! 
-Aha, czyli ze mną będziesz pieprzyć się całkiem legalnie, a z nimi tylko po kątach?!
-Przesadziłeś -warknęła. Poczuł, jak jego policzek momentalnie zaczyna piec. Odruchowo złapał się za bolące miejsce. Obdarzyła go morderczym spojrzeniem, a zaraz potem zniknęła w sypialni, trzaskając głośno drzwiami. Rzuciła się na łóżko i z całej siły zacisnęła pięści. Miała ochotę coś rozwalić. Nie poznawała Michała. Z dnia na dzień miała go coraz bardziej dość. Jego i chorej zazdrości, którą wciąż ją obdarzał. Coraz częściej tęskniła za Kielcami i bezproblemowym życiem. Za nocnym klubem, w którym pracowała jako przywódczyni wodopoju. Za mieszkaniem, które było wiecznie zagracone milionem bardziej i mniej potrzebnych rzeczy. Za Krzyśkiem, który nie potrafił nawet umyć po sobie głupiego talerza. Za Halą Legionów i meczami Vive. Coraz częściej tęskniła za swoim dawnym życiem. 
Usłyszała jak na palcach wkrada się do pokoju. Momentalnie odwróciła się tyłem do drzwi. Po chwili poczuła, jak materac ugina się pod jego ciężarem. 
-Kasiulka, przecież wiesz, że w złości mówię najgorsze głupoty -nachylił się nad nią i delikatnie zaczął gładzic po włosach. 
-Szkoda, że ostatnio coraz częściej wysłuchuję tych głupot.
-Przepraszam. Nie umiem pogodzić się z myślą, że mogę cię stracić.
-Przez takie zachowanie stracisz mnie jeszcze szybciej niż ci się wydaje -odwróciła twarz w jego kierunku. Spojrzał w jej oczy, który były przepełnione bólem. Miał ochotę dać sobie w mordę za to, że doprowadził ją do takiego stanu. Położył się obok i mocno ją do siebie przytulił.
-Przepraszam -wyszeptał wprost do jej ucha. Zacisnęła powieki, myśląc, że te słowa już nie robią na niej żadnego wrażenia. Za dużo przepraszania, za mało miłości.   
___________________________
przepraszam, że tak długo mnie tu nie było. 
ostrzegam, że pomimo tego, iż znów tu jestem, to długo nie zostanę. 
zbliżamy się do końca, moje kochane. nokaut ostatni pojawi się jeszcze w tym roku ;) 
tymczasem Wesołych Świąt!

 

piątek, 29 listopada 2013

Nokaut jedenasty.

Jęknęła, słysząc dzwonek do drzwi. Zerknęła na Winiarskiego. Wiedziała, że się nie podniesie. Marudząc pod nosem wstała z łóżka i zeszła na dół, w biegu zakładając na siebie ogromną bluzę Miśka. Schodząc po schodach, spojrzała w okno, przez które dobijały się pierwsze promienie słońca. Już wiosna. Rok temu o tej porze siedziała w Kielcach, wylewając siódme poty na ringu lub upijając się do nieprzytomności z zawodnikami Vive. Uśmiechnęła się do wspomnień. Od tego czasu tak wiele się zmieniło. Z dziewczyny z obitym ryjem nagle stała się kobietą jednego z najlepszych przyjmujących świata, opiekunką kilkuletniego Oliwiera, a przy okazji kibicem Skry. Jej życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
Ruszyła szybciej w kierunku drzwi, kiedy pukani zamieniło się w walenie.  Szarpnęła za klamkę, a na korytarz wpadł zdyszany mężczyzna, na oko mierzący niecałe dwa metry.
-Winiar jest...-zaczął, jednak przerwał, gdy spojrzał na nią, stojącą w bluzie sięgającej prawie do kolan.- Jezu! Co prawda kawał czasu się nie widzieliśmy, ale żeby aż tak się zmienić?! To tak nie po Bożemu... -rozpoczął swój monolog, mierząc ją od stóp do głowy. Kiedy ostatnio się z nim widział nawet słowem nie wspomniał o nowej kobiecie. Właściwie Oli mówił coś o fajnej Kasi, ale młodego nie można zawsze brać na poważnie.
-Igła?! -krzyknął Michał, który nie wiadomo kiedy zjawił się na schodach, przecierając zaspane oczy.
-Kurde, jaka ulga. Obawiałem się, że to jakaś transformacja, a trochę głupio wyglądało by to, że spodobał mi się kolega z reprezentacji -skrzywił się libero, a ona poczuła, jak jej poliki oblewa rumieniec.
-Krzysiek, proszę nie czaruj i lepiej gadaj, co sprowadza cię do Bełchatowa. Żonka z domu wyrzuciła, bo poznała cenę nowych bucików? -zaśmiał się przyjmujący, jednak kolega nie podzielał jego entuzjazmu.
-Dobra, czas na powagę, bo tego wymaga sytuacja. Jak wiesz, lada moment znów zostaniemy zamknięci w w spalskim lesie, na totalnym zadupiu, gdzie nawet wróble zawracają. Znów będziemy katowani przez Andreę i znów będziemy zmuszeni wpieprzać rozgotowane gołąbki pani Grażynki. Ale wiesz, co jest najlepsze?! Terrorysta już nie będzie się na nas wyżywał, bo jego żonie znów spóźnia się okres, a on już nie chce dzieci  i nie będzie drażnił naszych bębenków usznych własnym wykonaniem Hello. A wiesz czemu? Bo go, kurwa, nie ma! I może nawet bym się cieszył, gdyby nie fakt, że nie ma także nikogo, kto mógłby go zastąpić -wypuścił z siebie z prędkością światła. Winiarski stanął, jak wryty, a po chwili parsknął śmiechem. Kaśka i Krzysiek spojrzeli na niego kompletnie zbici z tropu.
-Chcesz mi powiedzieć, że na niecały tydzień przed rozpoczęciem zgrupowania okazało się, że nie mamy fizjoterapeuty?!
-To byłoby śmieszne, gdyby nie było tak tragiczne -warknął libero. Zdezorientowana Kaśka wycofała się do kuchni, po czym wstawiła wodę na kawę.
-Stary, nie znasz kogoś, kto w szybkim czasie podejmie decyzję o współpracy z rozwydrzoną bandą dwumetrowców? -wyszczerzył się Krzysiek, siadając naprzeciwko przyjmującego, wyszczerzając zęby w szerokim uśmiechu.
-Właściwie...
-Właściwie co?
-Właściwie to... znam -uśmiechnął się, zawieszając wzrok na niej wzrok. Niczego nieświadoma odwróciła się w ich kierunku. Widząc ich parzące spojrzenie, upuściła kubek, który po chwili wylądował na kafelkach, roztrzaskując się z hukiem.
-Cholera, mój ulubiony -mruknęła.
-Nasz nowy fizjoterapeuta, a dokładniej fizjoterapeutka stoi przed tobą!
-Chyba się nie zrozumieliśmy. Ja rozumiem, że w kwestiach trochę mniej moralnych jest na pewno dobra, ale w kadrze będzie od masowania trochę innych partii ciała. Przecież jakby się moja Iwonka dowiedziała, to przez następny rok nie usiadłbym na dupie! -Winiarski uderzył otwartą dłonią w czoło, a po kuchni rozniósł się głośny plask, który Kaśka skomentowała tylko cichym chichotem.
-Ano nie zrozumieliśmy się. Przed tobą stoi była pani fizjoterapeutka Vive Targów Kielce! -ryknął, klepiąc Ignaczaka po plecach, a Kaśka mierzyła go morderczym spojrzeniem.
-Koleżanko, co się nie chwalisz! -momentalnie zerwał się z krzesełka i poklepał ją po plecach. Speszona stała na środku kuchni, wyzywając w duchu Miśka od najgorszych, a on tylko cwaniacko się uśmiechał, przygryzając wargę, przy czym wyglądał cholernie seksownie o czym dobrze wiedział i dalej rozpraszał Szydłowską.
-To było dawno temu... Od kilku lat nie pracuję w zawodzie. Ja się nie...
-Właśnie, że się nadajesz -przerwał jej poranny gość.- Ja załatwię ci kursy u mistrzów tego fachu, ja cię będę na rączkach nosił, tylko weź się, kobieto, zgódź!
-Krzysiu, ja nie podejmuję decyzji dotyczącej filmu w kinie, ale podjęcia pracy! A poza tym, to chyba nie należy do waszych obowiązków, panowie.
-Ależ do moich należy! To ja pracuję na sukcesy tej drużyny -Igła teatralnie przeczesał włosy, a Kasia parsknęła śmiechem. Nie mogła pojąć, jak w jednym człowieku mogło być tyle energii. Czasami tęskniła za swoją pracą i czasem spędzonym w gabinecie. Może nie należało to do najłatwiejszych czynności, ale mimo wszystko lubiła to, co robi.
-No powiedz, że się zastanowisz -jęczał jej nad uchem Igła, a ona co rusz miała go coraz bardziej dość. Za to Winiarski, kompletnie rozluźniony, popijał kawę, posyłając jej uwodzące spojrzenia. Miała ochotę wystawić Krzyśka za drzwi i rzucić się na swojego mężczyznę.
-Ja nad nią popracuję -uśmiechnął się buńczucznie Michał.
-A..-zaczął się jąkać.- To ja już pójdę -zaśmiał się nerwowo, po czym pocałował ją w policzek i uścisnął jego dłoń, i nie wiadomo kiedy zmył się z mieszkania. Kaśka nie czekając sekundy dłużej wskoczyła na kolana przyjmującego i zerwała z niego koszulkę, a jego palce od razu powędrowały pomiędzy jej uda. Jęknęła. Wstał i razem z nią na rękach ruszył do sypialni, nie odrywając się od jej ust. Gdzieś pomiędzy zdejmowaniem bluzy, wejściem do sypialni, a kolejnymi palcami wsuwanymi w jej wnętrze zgodziła się na pracę w reprezentacji. Chyba nie do końca wiedziała, co robi, ale w tym momencie było jej tak dobrze, że zgodziłaby się dosłownie na wszystko. On, zadowolony z siebie, wyszeptał kocham cię, po czym ponownie wpił się w jej ciepłe wargi.
_________________________
ktoś się tego spodziewał? ja też nie. 
trochę przyspieszyłam. teraz z górki :) 


środa, 13 listopada 2013

Nokaut dziesiąty.

Znów wszedł do szatni przybity. Od tych kilku tygodni, odkąd nie ma jej w Kielcach, na jego twarzy wciąż wymalowany był smutek. Chodził struty, zamknięty w sobie, chociaż za wszelką cenę nie chciał przyznać, że tęskni. A wszystkim wokół wmawiał, że to przez pogodę, która nie rozpieszcza. Naiwny, uważał, iż ktokolwiek mu uwierzy.
Zmęczony usiadł na ławce i zdjął znoszone buty. Nie reagował na żarty Musy, ani zaczepki Szmala. Jurecki spojrzał na niego kątem oka. Miał dosyć jego naburmuszenia i humorków, chciał mu pomóc, ale Lijewski nie dawał mu szansy. Poczekał, aż Krzysiek wyjdzie z pomieszczenia. Pożegnał się z kolegami i ruszył za nim, doganiając go dopiero przy wyjściu z hali. 
-Co z tobą? 
-A co ma być? Wszystko w porządku, pogoda trochę mnie...
-Zaraz ci przypierdolę -przerwał mu widocznie zdenerwowany.- Kity o pogodzie możesz wciskać wczoraj poznanemu kolesiowi, ale nie mnie. Za dobrze cię znam, żeby nie zauważyć, jak za nią tęsknisz -wlepił w niego uważne spojrzenie. Doskonale wiedział, jak Krzysiek tego nienawidzi. Prowokował go spojrzeniem i słowami, chciał, żeby on wreszcie się otworzył. Miał dość zbywania tanimi tekstami. 
-To chyba nie jest odpowiedni czas i miejsce, żeby o tym mówić.
-To jest kurwa bardzo odpowiedni czas i miejsce! Dostaje pierodolca, jak mówisz, że wszystko jest w porządku, a później zerkasz co chwilę na telefon z nadzieją, że się odezwała. Najpierw kazałeś jej wyjechać,  a teraz nie potrafisz się pozbierać!
-Może miałem ją na siłę trzymać przy sobie?! -wybuchł. Dokładnie o to chodziło Jureckiemu, wiedział, że będzie mu lżej kiedy się wygada. Michał skrzyżował ręce na klatce piersiowej z satysfakcją i wsłuchał się w słowa kumpla.- Przecież wiem, że mnie nie kocha. Powiedziała mi to prosto w twarz, powiedziała, że w tym siatkarzynie widzi to coś. Z nim jest szczęśliwa, a ja nie chce jej tego szczęścia odbierać. Kocham ją, dlatego dałem jej wolny wybór, wybrała jego. Ona jest szczęśliwa, więc ja też będę. Może nie od razu, ale kiedyś na pewno -westchnął po raz ostatni, po czym wsiadł do samochodu i odjechał. Michał pokręcił z niedowierzaniem głową. Był zdziwiony, że Krzysiek tak łatwo odpuścił i pozwolił jej odejść. On na pewno by tak nie postąpił. Walczyłby do ostatniego tchu, ale on zawsze był inny, bardziej uparty. Nie mógł uwierzyć, że Lijewski tak po prostu dał wyjechać jej do Bełchatowa. Ale może miał trochę racji? Może do miłości nie można nikogo przekonać? Może lepiej dać wolną rękę ukochanej osobie? Z zamyślenia wyrwał go zimny wiatr owiewający jego ciało. Wzdrygnął się i ruszył w kierunku auta, wciąż myśląc o wyborze rozgrywającego. On na pewno by nie odpuścił. Nie dałby odejść takiej kobiecie, jak Kaśka!
Szurając bosymi stopami po zimnej podłodze, w jego za dużej koszulce, weszła do kuchni. Wertując szafki stwierdziła, że z produktów znajdujących się w kuchni Winiarskiego można przyrządzić tylko klasyczną jajecznicę. Nie mając większego wyboru zabrała się za przygotowywanie śniadania. Krzątała się po kuchni, ruszając delikatnie biodrami w takt nuconej melodii, kiedy Winiarski schodził na dół. Na jego zaspanej twarzy od razu rozkwitł uśmiech. Wyglądała pięknie w jego treningowej koszulce, z rozczochranymi włosami i brakiem makijażu. W dobrym nastroju wszedł do kuchni i złapał ją za biodra. Złożył delikatny pocałunek na szyi, syknęła.
-Pięknie wyglądasz -szepnął wprost do jej ucha.
-Taka nieogarnięta? Na pewno -zaśmiała się.
-Taka podobasz mi się najbardziej -przygryzł płatek jej ucha. Dom wypełnił jego donośny śmiech, gdy uderzyła go kuchenną ściereczką.
-Winiarski, nie czaruj. Zrobiłbyś lepiej kawę -wystawiła język w jego kierunku i nałożyła jajecznicę na talerze, po czym razem usiedli do stołu.
-Michał, chcę ci coś powiedzieć.
-Oho, już się boję -spojrzał na nią zdziwiony.
-I prawidłowo. Wracam do boksu -oświadczyła mu niezbyt przejęta całą sytuacją.
-Chyba żartujesz -prychnął, spoglądając na nią zdenerwowany.
-W żadnym wypadku. Michał, ja nie potrafię siedzieć z założonymi rękoma. Chcę wrócić do tego, co kocham. Jakbyś się czuł, gdyby ktoś zabronił ci grać w siatkówkę?
-To całkiem inna sytuacja...
-Nieprawda.
-Ale ja chociaż robię to w bezpiecznym miejscu, odpowiednich warunkach.
-Znowu zaczynasz?
-Proszę cię, obiecaj, że postawisz na profesjonalizm. Wiem, że tego nie lubisz, ale zrozum, że tak będzie lepiej. Znajdziemy jakiś klub, trenera i wtedy nie będę miał nic przeciwko -posadził ją na kolanach i spojrzał głęboko w oczy. Doskonale wiedział, że zmięknie.
-Przemyślę to, a teraz zbieraj się na trening. Widzimy się na hali -i miał rację. Złączyła ich usta w krótkim pocałunku, po czym zmysłowo kręcąc biodrami, zniknęła za drzwiami łazienki. Zaśmiał się pod nosem. Wiedziała, że uwielbia, jak to robi.
Ubrana w klubową koszulkę swojego mężczyzny, usiadła na plastikowym krzesełku. Pomachała w jego kierunku i pokazała, że trzyma kciuki. Uśmiechnął się, po czym wrócił do rozgrzewki. Po kilku minutach rozpoczął się mecz. Wierciła się na swoim miejscu wciąż głośno krzycząc z nerwów. Nie podejrzewała, że tak bardzo polubi siatkówkę. Nie wiedziała, że w tym sporcie zawarte jest tyle emocji. Jednoczyła się z ludźmi zebranymi w bełchatowskiej hali. Śpiewała razem z nimi, cieszyła się razem z nimi i po nieudanych akcjach klęła razem z nimi. Wśród nich czuła się, jak wśród swoich. Kiedy rozległ się ostatni gwizdek, zaczęła skakać z radości. Była naprawdę szczęśliwa z wygranej. Zadowolona pognała w kierunku boiska, jednak postanowiła poczekać, aż wszyscy kibice dostaną upragnione autografy. Usiadła na jednym z krzesełek, znajdujących się najbliżej boiska i z uśmiechem wpatrywała się w Michała. Po chwili poczuła szarpnięcie za rękaw i zdezorientowana spojrzała na wysokiego chłopca, stojącego tuż obok niej.
-Cześć Kasia -uśmiechnął się przyjaźnie.- Jesteś nową dziewczyną mojego taty, prawda?
-Twoim tatą jest Michał Winiarski? -zdziwiła się patrząc na malucha, który potwierdził jej słowa energicznym ruchem głowy.- Tak, jestem dziewczyną twojego taty.
-Więc musimy się poznać! Chodź, pójdziemy na gorącą czekoladę -złapał ją za rękę i pociągnął w kierunku automatu, stojącego na korytarzu. Bez słowa sprzeciwu podążała za nim. Kupili gorącą czekoladę, po czym usiedli na ławeczce.
-Fajna jesteś -wypalił Oliwier bez ogródek.
-Ty też -roześmiała się.
-Jesteś siatkarką?
-Nie, trenuję boks.
-Boks?! -jego oczy powiększyły się do rozmiaru pięciozłotówek.- Nauczysz mnie jakiś trików?
-A nie jesteś troszeczkę za młody?
-Wcale nie! Mam całe sześć lat!
-No tak, osiemnastka zbliża się wielkimi krokami! -roześmiała się, a w pomieszczeniu zjawił się Michał.
-Tu jesteście! Widzę, że już zdążyliście się poznać. To co, jedziemy do domu, moi mili?
-Pewnie! Tato, a będę mógł u ciebie zostać? Kasia jest strasznie fajna, może być moją mamą! Bo prawdziwa mama ciągle krzyczy i ma zły humor. Wolałbym mieszkać z wami -Oli wyraźnie posmutniał i spojrzał błagalnie na ojca. Michałowi również zrzedła mina.
-Jeszcze troszeczkę Oli, już niedługo -przytulił do siebie syna i złapał Kaśkę za rękę. Wiedział, że nie może przestać walczyć, chociaż nie będzie łatwo.
-Damy radę -uśmiechnęła się i cmoknęła go w policzek. Widziała, jak wiele kosztuje go walka o syna, a od teraz będzie wspierać go jeszcze bardziej. Ścisnęła mocniej jego dłoń i razem wyszli z hali.
_____________________________
Kurde, skitrałam. 

czwartek, 31 października 2013

Nokaut dziewiąty.

Wyszła z dworca i rozejrzała się wokół. Westchnęła ciężko. Nie miała pojęcia gdzie szukać hali, a wiedziała, że tam zastanie Michała. Ruszyła w bliżej nieznanym kierunku, przyglądając się mijanym znakom. Zrezygnowana usiadła na parkowej ławeczce. Po chwili zauważyła idące w jej kierunku nastolatki, ubrane w żółte koszulki Skry. Podniosła pośladki z ławki okutej lodem, schowała ręce do kieszeni.
-Hej -odezwała się, kiedy przechodziły obok.- Podpowiecie mi gdzie znajduje się hala, na której gra Skra? -uśmiechnęła się przyjaźnie, klnąc w duchu, że nie umie sobie sama poradzić. Zawsze taka była. Nienawidziła bezradności. Nie umiała prosić ludzi o pomoc, uważała to za pokazywanie słabości.
-Na ulicy Dąbrowskiego -odparła szczupła blondynka, mierząc ją wzrokiem. Zobaczyła trzynastkę na koszulce nastolatki, uśmiechnęła się pod nosem.
-To tutaj niedaleko. Wystarczy przejść tą ulicą do końca i skręcić w lew -dodała druga, widząc jej zdezorientowany wyraz twarzy.
Podziękowała, po czym ruszyła w wyznaczonym kierunku. Jej serce przyspieszyło, widząc przed sobą halę sportową Energia. Bała się. Nieznane jej dotąd uczucie przeszyło ją na wskroś. Bała się jego surowego spojrzenia, wydętych ze zdenerwowania ust, oschłego tonu głosu i smutnych oczu. Bała się spotkania z nim,. Bała się, że nie będzie chciał z nią rozmawiać, że wypomni jej błędy. Bała się, że będzie musiała ponieść konsekwencje swojej ucieczki.
Podeszła bliżej i przypomniała sobie, że nie ma biletu. Uderzyła otwartą dłonią w czoło, psiocząc na swoje niezorganizowanie. Potwornie wkurwiona usiadła na murku przed halą i odpaliła szluga. Nie pozostało jej nic, tylko czekanie, aż Winiarski skończy mecz. Nie miała siły na szarpaninę z ochroniarzami. Doskonale wiedziała, że to nie Kielce, a znajomość z drużyną Vive w niczym jej nie pomoże.
-Potrzebujesz biletu? -podniosła głowę zdumiona. Stał nad nią młody chłopak, machając jej przed nosem biletem wstępu. Spojrzała na niego nieufnie.- No nie patrz tak. Potrzebuję hajsu, a przy okazji możesz podzielić się papieroskiem -puścił jej perskie oczko, a ona parsknęła śmiechem. Podała mu paczkę Marlboro i zapalniczkę, a z torby wyjęła portfel.
-Więc ile?
-Pięćdziesiąt -zaciągnął się nikotyną. Uśmiechnęła się słodko, trzepocząc rzęsami.- Dobra, trzydzieści -westchnął. Zadowolona podała mu pieniądze i odebrała bilet.
-Interesy z tobą to czysta przyjemność -przesłała mu całusa w powietrzu, po czym z uśmiechem ruszyła w kierunku wejścia. Przetarł twarz dłonią i pokiwał głową zdumiony. Poczuł, jak jego twarz oblewa rumieniec, była piękna. Zgasił papierosa i roześmiany odszedł.
Weszła na halę i od razu jej uszy dopadł głośny doping. To nie była ta sama, wspaniała atmosfera, która panowała na każdym meczu Vive, jednak od razu jej się spodobało. Usiadła na swoim miejscu i rozejrzała się wokół. Szybko go ujrzała. Pił łapczywie wodę, słuchając rad trenera. Po chwili rozległ się pierwszy gwizdek. Grał jak z nut. Perfekcyjne przyjęcia, atomowe ataki, szczelne bloki. Wszystko mu wychodziło. Była zadowolona, wręcz dumna. Szybkie 3:0 dla Skry, a MVP meczu został Michał Winiarski. Szyko wstała z krzesełka i pełna obaw pognała w kierunku band reklamowych. Chciała mieć tę rozmowę jak najszybciej za sobą.
Wpakowała się w tłum wrzeszczących małolat. Nijak nie mogła się stamtąd wydostać, a po chwili jej uszy zostały zmaltretowane przez pisk dziewcząt. A wszystko przez Winiarskiego, który podszedł rozdawać autografy. Zacisnęła dłonie w pięści i łokciami zaczęła się przepychać ku niemu.
-Przestań się pchać! Nie ty jedna chcesz autograf i zdjęcie -warknęła jedna z dziewczyn. Spojrzała na nią krzywo.
-Nie potrzebuję żadnego cholernego autografu. Muszę z nim porozmawiać.
-Myślisz, że cię zechcę? Jesteś brzydka i masz ohydne odrosty, a on może mieć każdą -zmierzyła ją wzrokiem, a jej piskliwy głosik jeszcze bardziej wkurwił Kaśkę.
-Zamknij pysk gówniaro, albo ci w tym pomogę -warknęła wściekła. Chyba zbyt głośno, bo wszystkie pary oczu zostały skierowane na nią. Siatkarz parsknął śmiechem.
-Przepuście ją -polecił roześmiany. Zarumieniona ruszyła w jego kierunku, powstrzymując się przed wybuchem śmiechu.
-Michał, musimy pogadać -wydusiła z siebie bez ogródek. Pokiwał zgodnie głową.
-Poczekaj chwilę -uśmiechnął się. Usiadła na pobliskim krzesełku, obserwując go. Uśmiechał się do wszystkich wokół, rozpierała go energia. Była zdziwiona jego reakcją. Nie spodziewała się, że po tym wszystkim tak przyjaźnie ją potraktuje. Co chwilę zerkał w jej kierunku, wymieniali uśmiechy.
Po kilku minutach wyszli razem z gmachu hali. Bez słowa podążali w kierunku jego samochodu, po czym razem pojechali do jego domu. Weszła niepewnie do środka i położyła swoją torbę obok drzwi. On udał się do kuchni i zrobił dwie herbaty. Rozsiadli się na salonowej kanapie, wciąż nic nie mówiąc.
-Michał...
-Kasia...-wypowiedzieli swoje imiona, przez co ona speszyła się jeszcze bardziej, a on tylko się zaśmiał.- Chciałam przeprosić cię za to wszystko. Wiem, że chciałeś dobrze, ale zrozum, że ja nie potrafię żyć pod kloszem. Uziemiłeś mnie, ale nie powinnam uciekać -przygryzła wargę, czekając na jego reakcję. Przyciągnął ją do siebie i objął ramieniem. Pocałował czule w czoło.
-Przepraszam -złączył ich wargi w namiętnym pocałunku. Całował spokojnie i czule, przelewając wszystkie swoje uczucia.- Tylko już mi nie uciekaj -ponownie musnął jej wargi, po czym delikatnie wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Położył ją na miękkiej pościeli, po czym zaczął obcałowywać jej szyję i dekolt. Dyszała ciężko, gdy przygryzał jej płatek ucha. Pozbył się koszuli, zataczał kółka językiem na nagim brzuchu, powodując dreszcze. Jęknęła, kiedy drażnił jej sutek zębami. Zdjął jej spodnie, całował wewnętrzną stronę ud, po chwili jego język wylądował pomiędzy jej nogami. Pisnęła głośno, a jej ciało opanowała fala gorąca. Zaśmiał się zadowolony z siebie i zrzucił swoją koszulkę. Rozpięła jego pasek i pozbyła go dolnej części garderoby. Wszedł w nią, a przez jej ciało ponownie przepłynęła fala gorąca. Poruszał się rytmicznie, dając im wspaniałe chwile uniesienia. Gdy szczytowali złączył ich wargi w namiętnym pocałunku. Po chwili opadli zmęczeni. Położyła głowę na jego klatce piersiowej. Zaczęła błądzić palcem po jego umięśnionym torsie. Była szczęśliwa. Czuła się przy nim bezpiecznie, nie żałowała, że wróciła.
-Kocham cię -szepnął, głaszcząc wielką dłonią jej policzek. Zgniotła jego usta swoimi wargami. Była naprawdę szczęśliwa.
____________________________
Takie łubu-dubu. 
Skitrałam nagłówek i nie mogę znaleźć poprzedniego zdjęcia :c 
Nareszcie wpadłam na zakończenie tej historii. Jeszcze tylko trochę i doczekamy się epilogu. 
Tymczasem pojawił się prolog u Ignaczaka: smak kłamstw  :) 

piątek, 11 października 2013

Nokaut ósmy.

Siedziała na miejscu pasażera wpatrując się w spływające po szybie pozostałości po płatkach śniegu. Starała się o nim nie myśleć. Starała się nie myśleć o niczym. Cisza panująca w samochodzie wcale jej nie przeszkadzała. Dawała jej spokój i upragnione wyciszenie, którego tak bardzo potrzebowała.
Zatrzymali się pod blokiem. Wysiadła i nie czekając na niego pobiegła do mieszkania. Od razu usiadła na swoim ulubionym parapecie i odpaliła papierosa. Dym przyjemnie drażniący jej gardło dał jej złudzenie zatrzymania czasu. Uniosła lekko kąciki ust ku górze czując wewnętrzny spokój.
Wszedł do mieszkania, rzucił jej walizki do pokoju, po czym skierował się do kuchni. Po chwili postawił na salonowym stoliku dwa kubki gorącej herbaty i rozsiał się na kanapie. Zeskoczyła z parapetu i usiadła obok niego chwytając ulubiony kubek z logiem Vive. Położyła głowę na jego ramieniu przesiąkniętym zapachem perfum, które podarowała mu na Mikołajki. Nic nie mówił. Spokojnie czekał, aż sama się otworzy.
-Ja się chyba do tego nie nadaję -westchnęła po chwili, upijając łyk herbaty.
-A troszeczkę jaśniej?
-Nie nadaję się do życia w dwójkę -po policzku spłynęła jej osamotniona łza, którą on po chwili starł kciukiem.
-Przecież przez tyle lat żyliśmy razem.
-Ale to nie to samo. W tobie widziałam tylko i wyłącznie przyjaciela, oboje doskonale wiemy, że bylibyśmy beznadziejną parą. Nie oczekiwałam od ciebie niczego, poza robieniem zakupów i mycia naczyń po obiedzie, a nawet kiedy tego nie robiłeś, nie denerwowałam się -uśmiechnęła się. Zawsze tak było. Ona prosiła go o drobne przysługi, a on nie był w stanie nawet tego zrobić.
-A w nim co widzisz?
-Jeszcze nigdy się tak nie czułam -uśmiechnęła się, przymykając oczy, przed którymi stanął jej Michał.- Kiedy go widzę, jakieś małe ustrojstwo w moim brzuchu budzi się i urządza sobie wielkie party hard. Mam mętlik w głowie, chce mi się śmiać, mogłabym na niego patrzeć godzinami, ale czasami mam ochotę pierdolnąć mu w twarz. Dostaję kurwicy, kiedy czegoś zapomina lub coś gubi i nienawidzę, gdy marudzi, że za dużo palę. Czuję się jak trzynastolatka, która zakochała się pierwszy raz w życiu. To wszystko jest popieprzone i nie podobne do mnie, nie uważasz? -spojrzała na niego, zaśmiał się.
-Bo miłość to nie jest i nie może być zwykłe uczucie. To nie przyzwyczajanie się ani troska. Miłość to szaleństwo, to serce, które wali jak szalone, światło, które spływa wieczorem wraz z zachodem słońca, chęć poderwania się z łóżka nazajutrz, tylko po to, by spojrzeć sobie w oczy.
-Nie wiedziałam, że z ciebie się taki poeta zrobił -zaśmiała się, a on wraz z nią.
-Bo się nie zrobił. Gdzieś kiedyś przeczytałem i zapadło mi w pamięć.
-Czyli myślisz, że to miłość?
-Myślę, że to choroba psychiczna, ale po prostu przypomniał mi się ten cytat -powiedział całkiem poważnie, uderzyła go w udo.
-Przynieś coś mocniejszego. Nie mam zamiaru zmarnować wieczoru przy herbatce -poruszyła brwiami, a on wstał. Podszedł do barku i wyciągnął flaszkę czystej, ona wyciągnęła z lodówki butelkę Pepsi. Znów usiedli na poprzednich miejscach. Rozlał kolejkę, wypili.
-A co z Teklą?
-Tekla? To chyba bardziej związek na zabicie czasu, niż prawdziwa miłość -wzruszył ramionami, przechylając kieliszek. Po niecałej godzinie butelka została opróżniona. Położyła głowę na jego udach, a on bawił się kosmykami jej blond włosów.
-Skoro jej nie kochasz i żadnej poprzedniej nie kochałeś, to znaczy, że ty wciąż nie wiesz, co to tak naprawdę znaczy? -spojrzała w jego oczy niewyraźnie bełkocząc. Głośno przełknął ślinę i spojrzał na nią poważnie. Doskonale wiedziała, że to nie zwiastuje nic dobrego.
-Jest pewna kobieta, którą kocham od kilku bardzo długich lat. Ale wiem, że ona mnie nie kocha, a ja po prostu pragnę jej szczęścia -posłał jej pijacki uśmiech. Usiadła obok niego i położyła dłonie na jego zarumienionych policzkach nieprzerwanie patrząc w oczy. Zbliżyła swoją twarz do jego, założył kosmyk jej włosów za ucho, kiedy delikatnie musnęła jego spierzchnięte wargi. Ponownie spojrzeli w swoje oczy, pożądanie rosło. Zmiażdżył jej malinowe usta swoimi wargami, po czym zaczął drażnić jej podniebienie językiem. Wsunęła dłonie pod jego koszulkę, masując wyrzeźbiony tors. Pozbawił jej kraciastej koszuli i po kilku nieudanych próbach, w końcu zerwał z niej czarny stanik. Odrywając się od jej ust, zjechał językiem w dół, zostawiając mokre ślady na szyi, dekolcie i piersiach. Jęknęła, kiedy drażnił jej sutka.  Nie przestawał i wciąż sunął językiem w dół, aż w końcu dotarł do spodni. Szybko się ich pozbył i już po chwili leżała przed nim naga. Napawał się widokiem jej wysportowanego ciała, które znał na wylot. Wsunął głowę pomiędzy jej uda i zaczął przyjemnie drażnić językiem jej łechtaczkę. Jęczała coraz głośniej, gdy przyśpieszał. Pisnęła i wygięła swoje ciało w łuk głośno dysząc. Zerwała z niego koszulkę i szybko rozpięła pasek. Kilkoma prostymi poniżej pasa doprowadziła go do szału. Nie czekał dłużej. Złapał ją mocno za biodra i uniósł, po czym stanowczo wszedł w nią. Oboje głośno jęknęli. Położył dłonie na jej piersiach subtelnie je masując, kiedy ona penetrowała jego jamę ustną językiem. Poruszali się rytmicznie, a po ich ciałach spływały pierwsze kropelki potu. Wbiła mocno paznokcie w jego plecy, kiedy jej ciało oblała fala gorąca. Zrobiła czerwone szramy na jego plecach, gdy opanowała ją ekstaza. Szeptali wzajemnie swoje imiona, razem szczytując, po czym zmęczeni opadli na kanapę, próbując opanować swoje oddechy.
-Uwielbiam patrzeć, jak szczytujesz -wyszeptał jej na ucho, po czym pocałował jej czoło. Wtuliła się w jego mokry tors z uśmiechem, po czym spokojnie oddychając zasnęła.
Rano obudziła się w jego pokoju. Przetarła zmęczone oczy, odczuwając ogromny ból głowy. Z zamkniętymi oczyma poszukała pod łóżkiem butelki wody. Wzięła kilka łapczywych łyków zaspakajając pragnienie. Ociągając się wstała z łóżka, założyła bieliznę i znalezioną w jego szafie koszulkę meczową. Wzięła haust powietrza otwierając drzwi. Bała się spotkania z nim. Wiedziała doskonale, że nie tak powinien potoczyć się ten wieczór. Bała się jego reakcji, a sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Wiedziała jednak, jak bardzo go krzywdzi. Była na siebie zła, ale nie potrafiła tego zmienić.
W mieszkaniu nie było nikogo poza nią. Weszła do kuchni i zerknęła na lodówkę, na której wisiała mała karteczka. Zerwała ją i od razu rozpoznała charakter pisma.
To nie powinno się zdarzyć, oboje wypiliśmy za dużo. Zapomnij o tym i wracaj do Michała. To jego kochasz i to z nim powinnaś być szczęśliwa.
Jej oczy pokryła bezbarwna warstwa. Wypuściła cicho powietrze. Powinna zapomnieć, ale czy chce? Nie zastanawiała się długo. Po chwili wskoczyła pod prysznic i pozwoliła, aby gorąca woda przyjemnie parzyła jej ciało dając chwilę relaksu. Wyszła po kilku minutach, ubrała się, a mokre włosy związała w wysokiego kucyka. Zebrała wszystkie swoje rzeczy i bez żadnej wiadomości wyszła z mieszkania. Klucz chciała zostawić pod wycieraczką, jednak w ostatniej chwili zrezygnowała i wrzuciła go do torby. Wybiegła z bloku i udała się w kierunku dworca. Z ogromnym mętlikiem w głowie, masą pytań bez odpowiedzi i niewidoczną siłą, która pchała ją w kierunku Bełchatowa. 
__________________________________
Ten blog zaczął żyć własnym życiem. Chyba skitrałam końcówkę :)))
+ Rozdział z dedykacją dla Camilli! Dziękuję Ci za wszystkie rozmowy, wsparcie i po prostu za wszystko :*


piątek, 27 września 2013

Nokaut siódmy.

   -Chyba cię pokopało! -wrzasnęła parząc wytrzeszczonymi oczyma na Winiarskiego.
-Zrozum, że tak będzie dla ciebie najlepiej. Będziesz miała spokój i opiekę -uśmiechnął się obejmując dłońmi gorący kubek z herbatą. Doskonale wiedział na co się pisze i jak ciężko będzie przekonać Kaśkę. O ile z Lijewskim poszło mu całkiem sprawnie, o tyle Szydłowska stawiała ogromny opór.
-Ciebie naprawdę pokopało! Ja się nigdzie nie wybieram! Tutaj jest mi dobrze -powiedziała patrząc mu w oczy. Już kiedy odbierali ją ze szpitala czuła, że szykuje się poważna rozmowa, jednak nie wpadłaby na pomysł, że może ona dotyczyć przeprowadzki. Przez cały pobyt w tym cholernym budynku, którego tak nienawidziła, czuła przy sobie jego obecność. Wiedziała, że siedzi tam ze swojej własnej woli, chociaż ma taki sam stosunek do szpitali. Wiedziała, że przez nią zawala treningi i robi sobie kolejne problemy. Ale wiedziała również, że nie robi tego dla rozrywki, lecz naprawdę się o nią martwi. Codziennie widziała z jaką troską na nią patrzy. On również nie był jej obojętny.
Krzysiek siedział cicho w fotelu ściskając ulubiony kubek. Sam nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony widział jak w tym wszystkim zatraciła się Szydłowska, a z drugiej wciąż nie do końca ufał siatkarzowi. Bał się o nią i o to, że Michał ją skrzywdzi. Ale przede wszystkim myślał o sobie. Wiedział, jak bardzo będzie mu brakować jej we wspólnym mieszkaniu. Wiedział, jak puste będą Kielce bez niej. Jak cicha będzie Hala Legionów bez jej ogłuszającego dopingu. Wiedział, że jajecznica ze szczypiorkiem nie będzie już tak pyszna. Wiedział, jak nieprzyjemnie czysto będzie bez jej porozrzucanych po podłodze staników. Ale mimo wszystko chciał jej szczęścia. A przecież ona wierzyła, że to szczęście może dać jej Winiarski.
-Jedź -odezwał się po raz pierwszy od początku rozmowy. Podniósł wzrok znad parującej cieczy i napotkał ich zdziwione spojrzenie. Wzruszył tylko ramionami i ponownie spuścił głowę.
-No powiedzcie wprost, że chcecie mnie odciąć od boksu -zmrużyła oczy przejeżdżając po nich zabójczym spojrzeniem. Winiarski spojrzał na nią  wzrokiem przepełnionym troską i uśmiechnął się czule. Westchnęła czując, jak miękną jej kolana. Wbiła wzrok w beżowy dywan i zaczęła skubać koc, którym była przykryta.
-To też -mruknął Winiarski.
-Po moim trupie -spojrzała na niego wrogo, po czym wstała szybko z kanapy i ruszyła na balkon. Wyciągnęła z kieszeni bluzy paczkę Marlboro, po czym odpaliła jednego. Zaciągnęła się zaspakajając głód nikotynowy i westchnęła głośno, jednak jej spokój nie trwał długo.
-Nie da się po dobroci, to zrobimy po mojemu -usłyszała zachrypnięty głos Miśka, po czym jej stopy zostały oderwane od zimnych płytek. Delikatnie, aby nic jej nie zabolało wziął ją na ręce, równocześnie skutecznie umożliwiając jej ruchy. Kompletnie nie zwracając uwagi na wydawane przez nią wrzaski wyniósł ją z mieszkania, a tuż za nimi kroczył Krzysiek z torbą wypakowaną jej rzeczami. Wsadził ją na miejsce pasażera zatrzaskując drzwi, po czym włożył do bagażnika torbę.
-Dbaj o nią -powiedział stanowczo Lijek ściskając na pożegnanie rękę siatkarza, który tylko kiwnął głową, a następnie usiadła za kierownicą. Ruszył z piskiem opon ignorując jej wrzaski.
-Już ci lepiej? -odezwał się dopiero, kiedy wyjechali z Kielc, a krzyki ucichły.
-Spierdalaj -skomentowała krótko włączając znalezioną w schowku płytę, a on skomentował to tylko stłumionym chichotem.

-Jesteśmy na miejscu. Raczysz chociaż wysiąść z auta ?-posłał jej wymuszony uśmiech wysiadając z samochodu.
-Jak sobie życzysz -uśmiechnęła się sztucznie otwierając drzwi. Bez słowa podążała za nim ukradkiem z zachwytem przyglądając się okolicy. Jeszcze większe zdumienie ogarnęło ją, kiedy weszli do środka. Zawsze marzyła o takim gniazdku - jasnym i przestronnym, urządzonym w nowoczesny sposób.
-Widzę, że ci się podoba.
-Ano ujdzie -ukryła zachwyt. Oprowadził ją szybko po domu i wskazał jej pokój. Zgarnęła świeże ubrania i zamknęła się w łazience, aby wziąć długi i zimny prysznic. Stała bez ruchu, a zimny strumień wody powodował gęsią skórkę na jej ciele. Mętlik w jej głowie wciąż się powiększał. Miała dosyć nadopiekuńczości Winiarskiego, ale z drugiej strony nareszcie czuła, że jest dla kogoś ważna.
Wyszła z łazienki i skierowała swe kroki do kuchni, gdzie czekał Michał z odgrzanym obiadem na stole. Z udawaną obojętnością pochłonęła posiłek, po czym ruszyła w stronę drzwi.
-O nie, moja panno -wyprzedził ją opierając się o futrynę, tym samym skutecznie uniemożliwiając jej wyjście.- Jadę do klubu, jeśli masz ochotę możesz wybrać się ze mną.
-Nie, dziękuję. Wolałabym wybrać się na spacer -mruknęła próbując go wyminąć.
-Jeśli nie ze mną, to wcale -wzruszył ramionami zakluczając drzwi i schował klucz do kieszeni spodni.
-Chyba żartujesz! Winiarski, czy ty kurwa masz zamiar trzymać mnie pod kloszem?!
-Owszem. Wiem na co cię stać, Kaśka -spojrzał na nią stanowczo, a ta obróciła się napięcie.
-Jesteś pojebany! -wrzasnęła biegnąc po schodach, po czym słychać było tylko trzask zamykanych drzwi.

-Marcel, mówiłeś kiedyś, że masz jakiegoś kumpla od boksu w Bełchatowie -siedziała na balkonowej barierce paląc kolejnego papierosa, a w drugiej dłoni ściskając telefon.
-Ano mam. Aż do Bełchatowa cię wywiało ?
-Nie z własnej woli, ale to nieważne. Organizuje walki ?
-Organizuje, ale ty chyba nie...
-Nie wkurwiaj mnie! -przerwała mu pośpiesznie.- Chcę jakiś numer kontaktowy -jak zwykle otrzymała to, czego chciała, a zaraz później wykręciła numer. Przebrała się w piżamę i poszła spać zanim Winiarski wrócił do domu.

Kiedy się obudził od razu poczuł przyjemny zapach świeżo parzonej kawy. Uśmiechnął się pod nosem i wszedł do kuchni. Stała jeszcze zaspana przygotowując tosty, które oboje uwielbiają.
-Czyżby koniec fochów ?-wymruczał jej wprost do ucha kładąc ręce na jej biodrach. Przygryzła wargę.
-Można tak powiedzieć -cmoknęła go w policzek, po czym oboje usiedli przy stole.
-Jadę dziś na trening.
-Świetnie. Mogę pozwiedzać miasto ?-czuła się idiotycznie pytając go o pozwolenie. Niczym smarkata nastolatka swojego surowego ojca. Spojrzał na nią niepewnie, jednak jej uśmiech załatwił sprawę.
Chwilę później była już w  centrum Bełchatowa, gdzie kupiła nowe rękawice i owijkę, po czym udała się w ustalone miejsce. Bez komplikacji się nie obyło, jednak gdy dotarła na miejsce, on już czekał. On i kilka innych osób, których imion i tak nie zapamiętała. Wskoczyła na mało profesjonalny ring ciężko dysząc po rozgrzewce. Spojrzała w oczy przeciwniczce i głośno przełknęła ślinę. Już nie czuła tej rozkosznej adrenaliny, a w zamian za to strach. Pierwszy cios i napływ satysfakcji. Kolejny. Garda i uderzenie przeciwniczki pod żebra. Skrzywiła się z bólu, jednak szybko przestąpiła do ataku. Po chwili nastąpiło niemałe poruszenie wśród gapiów. Odwróciła się i zobaczyła jak wskakuje na ring i staje pomiędzy nimi.
-Złaź! -warknęła.
-Miałaś nie robić głupot. Skoro ty możesz, to ja też chcę spróbować.
-Michał, to nie dla ciebie. Złaź!
-Mało masz jeszcze problemów ?!
-Winiarski, spierdalaj! -warknęła, ale kiedy to nie pomogło złapała go mocno za nadgarstek i ściągnęła na ziemię.- Mam cię kurwa dość! -wrzasnęła, po czym wpakowała się do jego auta. Zrobił to samo, a chwilę później w akompaniamencie wrzasków dojechali pod dom siatkarza. Jak poparzona wpadła do środka zgarniając wszystkie swoje rzeczy.
-To nie ma sensu -rzuciła na pożegnanie i wyszła. Stanął w progu obserwując jej znikającą za rogiem postać. Pokręcił głową z bezsilności. Nie miał nawet siły, aby się sprzeciwić. Zamknął drzwi i z puszką piwa rozsiadł się na kanapie. Poczuł jak cicho zrobiło się bez niej. Przymknął oczy i zobaczył jej piękny uśmiech.
-Tak się nie da -mruknął przecierając zmęczoną twarz.
_______________________
Bez ładu i składu. O dupę potłuc. Mnie powieście, a te farmazony spalcie na stosie, proszę.